• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

thaisexplorer

Hej, Zacząłem swoją przygodę w wspaniałym świecie Tibi/ Moim celem jest zbadanie każdego zakątku oraz zmierzenie się z każdym stworzeniem które można spotkać na tibijskiej ziemi.

Kategorie postów

  • ekwipunek (2)
  • podróż (4)
  • walka (4)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Kategoria

Podróż

1. Łucznik

Kiedy dołączasz do świata tibii, jest niezłe zamieszanie, jakieś ważki atakują, salamandry czy tam trolle. Latasz z miejsca zlokalizowanego na środku i co chwila robisz coś innego... raz dają ci do ręki łuk i strzały, po czym nagle masz rózgę i kamienie runiczne. Sprytnie manewrujesz, uciekając potworom i wykańczając je z dystansu, by za chwile z siekierą w ręce stanąć twarzą w twarz z przebiegłą jaszczurką. Rozumiem, jest to swego rodzaju przedstawienie wszystkich 4 profesji, jakie mamy w tibii do wyboru.

 

 

Łucznik - nie ma takiej klasy.

To nie znaczy oczywiście, że nie mogę takowym zostać.

Trening można ukończyć po zdobyciu 8 lvl, wybieramy miasto, profesje, zabieramy podstawowy ekwipunek i zaczynamy.

Profesja, którą wybrałem to paladyn. Paladyn jest jakimś obrońca sprawiedliwości, wrogiem zła itp. Ja nie będę na pewno niczego bronił. Będę zwiedzał, podziwiał i poznawał najgłębsze zakątki tibii.

 

 

 

Paladyni specjalizują się w magii świętości oraz w walce dystansowej rzucają włóczniami, shirukenami lub strzelają z kuszy bądź łuku (ja będę strzelał z łuku). Bardzo fajnie, bo już na start dostałem łuk i strzałki.

 

 

 

Więc tak zaczyna się moja przygoda... przygoda Kubci Łucznika (paladyna):

Przygodę zacząłem w przepięknym mieście Venore wzorowanym Wenecją tyle, że miasto jest nad bagnem nie nad wodą


To jest minimapka, na razie jest w większości czarna, teren będzie się odkrywał wraz z rozwojem mojej przygody.

To jest mój główny cel - Odkryć całą mapę, ażeby nie został ani jeden fragmencik nie pokolorowany, ani jednej czarnej dziury. Nie będzie to takie proste, gdyż w tibii mapa ma chyba z 14 poziomów -7 w dół i +7 w górę, chyba coś takiego.

 

Czas na zwiedzanie miasta...

 

Ale to już w następnym wpisie.

18 września 2019   Komentarze (1)
podróż   tibia  

2. Venore

 

Zanim dotarłem do depozytu, czyli głównego miejsca w mieście z wyspy treningowej zostałem przetransportowany do portu. Z portu nie było zbyt daleko, ale zdążyłem już zobaczyć Venorańską Świątynie, sklep meblowy i trochę ładnych kamienic, których pełno w mieście (wszystkie mają niebieskie dachy).

 

Teraz wyruszam zobaczyć dolną część miasta i super niedaleko depozytu jest sklep z podstawowym wyposażeniem. Plecaki, liny, łopaty raczej nie będę tu często zaglądał, ileż można potrzebować lin?

 

Nareszcie coś ciekawego sklep ,,Żelazny", gdzie można sprzedawać i zakupić opancerzenie, bronie oraz amunicje.

 

Za ostatnie pieniądze kupiłem trochę strzałek.

Na prawo znajduję się wielka brama. Miałem zwiedzać miasto jednak bardzo skusiło mnie zejść na ziemię i po obserwować okolice.

 

Bardzo ładna kamienna droga w kierunku północnozachodnim aż szkoda się nie przespacerować.

 

W sumie nic ciekawego na razie nie widzę trochę węży i pojedyncze skałki po bokach drogi.

Dotarłem do małego kamiennego mostu a za nim koniec gościńca, zaczyna się brudna udeptana droga. Czas wracać do miasta.

 

Nie zdążyłem się obrócić, a u słyszałem dziwne skrzeczenie coś jak ,,Shriiiiiek". Hmm trzeba to sprawdzić to na pewno jakieś ciekawsze zwierzę niż wąż.

 

Odgłosy dochodziły z samotnej skały, znajdującej się zaraz przy drodze. Na skałę dało się wejść schodami. W sumie co mi szkodzi, na pewno jakaś groźna bestia nie może mieszkać tak blisko drogi, wchodzę.

 

To był Wyvern. Zaatakował pierwszy, ugryzł tak mocno, że nawet nie dałem rady naciągnąć strzały... bez szans, zeskoczyłem. W taki sposób go nie pokonam, jest tu za ciasno, jednak gdybym wskoczył na skałę w momencie, jak potwór będzie w głębi swojej pieczary, może udałoby mi się go zestrzelić, zanim znów mnie ugryzie. Aułłłrr!! Coś strasznie zaczęło mnie boleć, jakiś zimny dreszcz przeszedł przez całe moje ciało - trucizna. Wyvern mnie otruł, muszę wracać do miasta. Wprawdzie nie jest daleko, ale przez ten ból ledwo idę.

 

Trucizna była mocna, ale szybko osłabła ledwie żywy wróciłem do Venore.

 

Wyvern to mój pierwszy przeciwnik muszę ubić, choć by jedną te przebrzydłą jaszczurkę. Na pewno istnieje jakaś taktyka, która pomoże mi upolować stwora, muszę zapytać innych ludzi.

W depozyt jest jakiś Wilkus, wygląda na doświadczonego poszukiwacza przygód, zapytam jego.

 

Jak to upijają? Wlewają mi alkohol do gardła na siłę? Nie widziałem, żeby moja wyverna miała ręce. No ok już rozumiem, rzucają czar, który powoduje, że jesteś w stanie odurzenia, przez co mylą ci się kierunki... fatalnie nie da się uciekać, a była to moja taktyka: trzymać się jak najdalej, strzelać i uciekać. Cały plan spalił na panewce.

 

Moja ambicja nie pozwoli mi iść na jakieś amazonki teraz mam tylko jeden cel zabić trującego jaszczura.

 

À propos celu choć przez moją wycieczkę wzdłuż drogi, nie pozwiedzałem dokładnie miasta, udało mi się to i owo zobaczyć. Najbardziej podobało mi się krematorium znajdujące się zaraz pod świątynią. Właściciel krematorium uważał, że jest to ,,Ognisty Portal"... kto wie może rzeczywiście.

Mapka coraz bardziej odkryta - na razie tylko poziom +1

18 września 2019   Dodaj komentarz
podróż   tibia  

4. Bieda

W górach rzeczywiście znajdowało się leże smoków.

Odgłosy, które dochodziły z wewnątrz wielkiej jaskini, zachęciły mnie, aby ujrzeć wspaniałego smoka.

Nie musiałem się zbytnio zagłębiać, smok czyhał na naiwnych podróżników i na takiego się doczekał...

Walka o życie trwała chwile, zdążyłem parę razy uderzyć smoczysko. Ostatecznie smok dopiął swego i zmiażdżył mnie obszernym wypalającym wszystko dookoła płomieniem. Nie pomógł mi nawet naszyjnik chroniący przed płomykami ognia.

 

Była to moja pierwsza śmierć w świecie Tibii. Konsekwencję były ogromne, straciłem swój plecak, w którym miałem mikstury leczące, pieniądze, linę, łopatę, maczetę oraz kilka mniej ważnych przedmiotów.

 

Z workiem na plecach i ostatnimi strzałkami rozpoczęła się kolejna podróż... w poszukiwaniu czegokolwiek.

 

Ze świątyni zszedłem na bagna otaczające miasto. I zacząłem szukać czegoś, co mogłoby mnie wzbogacić.

Z robaków można wydropić złoto? Można.

Brnąłem tak przez siebie, aż dotarłem do zejścia na niższy poziom, gdzie w totalnych ciemnościach próbowałem zabić wszystko, co byłem w stanie dostrzec (na szczęście były to tylko robaki).

Mogłem zaopatrzyć się w pochodnie, jednak wszystkie wyrzucałem, nie doceniając ich wartości.

 

Ciemność sprawiła, że nawet nie zauważyłem, jak w kołczanie zabrakło mi strzał. Ostatniego chrząszcza zabiłem ręką i po omacku znalazłem wyjście na powierzchnie.

Nazbierałem trochę tibijskich złotych monet, jednak była to mizerna kwota. Nie miałem już też amunicji, więc przystąpiłem do trochę mniej chwalebnej części mojej podróży.

Na początku przeszukiwałem skrzynie i beczki w pobliżu portu oraz stoczni. Nie znalazłem tam niczego, więc pomyślałem, że może warto poprosić ludzi o pomoc. Sklepikarze, właściciele sklepów i inni mieszkańcy Venore jednak nie chcieli mi nic dać, oprócz jednego człowieka.

Tu bardzo dziwna sytuacja, gość kazał na siebie mówić ,,Wujek". Jak tylko go spotkałem, bardzo się rozgadał o agentach, sekretnych misjach i korzyściach, które mnie czekają. Zamyślony nad tym, jakie to korzyści mogą być, przytakiwałem mu, nie skupiając się zbytnio nad tym, o czym mówił. Rozmowa szybko się skończyła ,a ja wyszedłem z niej bez żadnych ,,korzyści" - przynajmniej materialnych. Wujek nazwał mnie Sekretnym agentem i poszedł sobie, pozostawiając niesmak... pewnie będą, chcieli, żebym coś zrobił. Nie to nie czas na to.

W dalszej wycieczce odwiedziłem dom meblowy, korzystając z okazji, wszedłem na górne piętro gdzie prawdopodobnie, znajdowało się mieszkanie właściciela. Nie było nikogo, a drzwi do pokoju były otwarte... nie chciałem kraść, ale czy właściciel wielkiego sklepu mógłby odmówić biednemu człowiekowi?

 

W szafce znalazłem mleczaka! Kto chowa mleczaka do szuflady? Pod poduszkę należy schować... sam nie mam łóżka, więc nawet nie uda mi się tego mleczaka zamienić na pieniążki. Być może w Venore zwyczaj nakazuję trzymać mleczaki w szufladzie... myślę, że to dobry pretekst, aby porozmawiać z ludźmi w ich domach i spróbować znaleźć coś cennego. Tak, nie można powiedzieć, żebym był uczciwym człowiekiem.

Trochę przeraża mnie myśl o tym, że mógłbym być pierwszym więźniem.

Tutejsze więzienie jest puste! Próbowałem znaleźć coś cennego również tam... Czyżby przestępczość w Venore nie istniała? (nie licząc mnie) Myślę, że duży wpływ na to mają strażnicy, których imiona dziwnie pokrywają się z największymi gwiazdami kina akcji. Arnold, Sylwester, Jean Claude oj tak lepiej nie zaczynać.

 

Wchodząc do różnych mieszkań i pytając o dziwny zwyczaj, chowania zęba mlecznego do szuflady zamiast pod poduszkę, udało mi się zdobyć trochę mało wartościowych przedmiotów, pozbierałem też sporo pustych butelek, które można oddać za 5 gold coinsów od sztuki. Stać mnie już było na zakup podstawowego wyposażenia: plecaka, liny, łopaty i maczety. Miałem również pieniądze na strzałki i na syty posiłek u Boozera oraz piwko.

 

Łuk elfów - kiedy słuchałem opowieści podróżnika, który opowiadał o tym, jak udało mu się zdobyć ten zdobiony precyzyjny łuk wykonany przez najlepszych elfich Fleczerów, mój łuk wydał mi się beznadziejny. Bez lepszego łuku nigdy nie pokonam smoka.

Otóż żebrząc i kradnąc, zdałem sobie sprawę, że to właśnie ten stwór pchnął mnie do tak nieczystych czynów. Odwet zatem jest nieunikniony.

Poszukiwacz powiedział mi jak dostać się do elfów i zdobyć wymarzony przedmiot. Ostrzegł mnie, że w fortecy elfów może dojść do wewnętrznego konfliktu w skutek, którego całe Shadowthorn płonie a zamiast elfów i zwiadowców jest pełno podpalaczy. Elfy są raczej słabą rasą, mimo tego posiadają dużo złota, nie ma co się obijać czas pozwiedzać południowo-wschodnią część bagien!

 

Widoki przepiękne:


Droga trudna, pełna zakamarków, które czekają, aby je zbadać. Nie tym razem.

 

...

 

Twierdza niestety płonęła:

 

 

I choć mój zapał był równie gorący co spalające się krzewiaste mury, elficcy buntownicy szybko go ugasili...

 

 

Wróciłem do punktu wyjścia. Pozbawiony dobytku i narzędzi. Pozostało mi tylko upić się za ostatnie pieniądze.

Łuk, o którym marzyłem, można kupić od innych bohaterów w markecie, jednak cena sięga ponad 2500 złotych monet. To zdecydowanie nierealne... Jak to nie ma już piwa!

 

__________________________

 

Podróżując w poszukiwaniu bogactwem, zwiedziłem całe miasto, Venore nie ma już przede mną tajemnic. Po niżej mapa miasta: 1 poziom i parter.

16 września 2019   Dodaj komentarz
podróż   tibia  

8. Praca

Chciałbym znacznie szybciej biegać po kontynencie. Jest wiele miejsc, do których nie można dopłynąć statkiem albo polecieć dywanem, przez co jestem skazany na wędrówkę. Zwiększenie prędkości daję również większą mobilność w walce z potworami. Nie mogę zwiedzać nowych terenów, kiedy byle robak jest w stanie mnie dogonić, aby czuć się bezpiecznie, muszę popracować nad swoją szybkością.

Szybkość można zwiększać na kilka sposobów:

* Elementy ekwipunku - istnieją przedmioty, które zwiększają szybkość, jeśli je ubiorę. Jednak takie przedmioty są raczej drogie, a ponadto posiadają słabe    opancerzenie, co jest zrozumiałe (szybciej biega się w luźnych gatkach niż w płytowych nogawicach).

* Czary - od nauczycieli magi można zdobyć wiedze na temat zaklęć zwiększających prędkość, jest kilka rodzai takich zaklęć, jednak żeby się nauczyć najbardziej    podstawowego, potrzebny jest przynajmniej 14 poziom doświadczenia.

* Magiczne przedmioty - czyli np. pierścień albo amulet. Istnieje pierścień, który pozwala przez pewien czas biegać szybciej. O amulecie nic nie wiem.

* Wierzchowce - za parę sztuk złota można wynająć Konia na jeden dzień. Podobno można też oswoić jakieś zwierzę, dzięki czemu jest nam wierne przez bardzo    długi czas.

* Powierzchnia - wiadomo, szybciej idzie się po ładnej kamiennej drodze niż po trawie lub jeszcze wolniej po błotnistej nawierzchni. Ciężko jednak przewidzieć, po    czym przyjdzie mi podróżować, jeśli nie znam terenu.

* Zdobywanie doświadczenia - im większy poziom, tym szybciej się poruszam.

 

Koń

Potrzebuje wynająć konia. Opcja, przy której nie napracuję się zbytnio, a znacząco poprawi komfort poruszania się po świecie tibii. 

Pani Appaloosa prowadzi stajnie przy zachodnim wyjściu z Venore.

 

Konie uciekły! Nie ma ani jednego, którego mógłbym wynająć. Appaloosa nie wygląda wcale na smutną z tego powodu, nie zamierza się nigdzie ruszać. Prosi mnie o to, żebym pomógł złapać konie, jednak bez żadnej nagrody ani jej pomocy. Nie zamierzam nic robić. Płynę do Thais, tam też jest stajnia.

 

Thais

 

Najstarsze miasto w tibii. Dziś jednak nie mam ochoty zwiedzać tego miejsca. Udałem się prosto na wschód miasta do stajni.

No świetnie... tu też konie uciekły. Coś mi się wydaję, że to nie przypadek i jakiś złośliwiec specjalnie wypuścił konie, tylko po co?

Udałem się do jednego z najbardziej obleganych miast w mieście, karczmy Froda. Nie wiedząc co robić, zamówiłem posiłek i usiadłem, gdybając nad swoją sytuacją.
Do karczmy wpadł bardzo doświadczony podróżnik, postanowiłem zapytać go o to, jak zagonić konie, gdzie mogę je znaleźć i czego potrzebuje.

 

Rozmawiając dalej, nawiązałem do tematu dziwnego zbiegu okoliczności, że zarówno w Venore, jak i w Thais konie uciekły. Mój przyjaciel powiedział mi, że jeśli konie uciekną, można spotkać dzikiego mustanga, który biega wśród spłoszonych koni.

Dla tibijczyków zysk z tego jest taki, że jeśli spotkamy dzikiego konia, możemy go oswoić, jeśli posiadamy wystarczającą ilość owsu cukrowego, który to uwielbiają konie.

 

 

Przedstawiłem mojemu rozmówcy mój pkt widzenia.

Dowiadując się o dzikim koniu, wpadła mi myśl, że może tibijscy masztalerze specjalnie wypuszczają swoje konie. Pani Appaloosa nie wyglądała na wzruszoną, być może jeszcze nie nadszedł czas, żeby łapać konie. Jeżeli przyjmiemy, że w stadninie są same klacze, to pojawienie się dzikiego ogiera wśród błądzących koni mogłoby, przynieś pewien zysk dla biznesu. Konie to nie kozy... co w takim razie z młodymi ogierami? Tu też mam pewną teorię, co prawda nie spotkałem się w żadnej karczmie z koniną, ale póki co odwiedziłem zbyt mało różnych miast.

 

Mój rozmówca oczywiście nie podzielał mojej opinii, uznał ją za bezsensu. Ja jednak postanowiłem to sprawdzić.
Zaczynając od znalezienia i sprawdzenia zagubionych koni.

Szukając we wskazanym miejscu, spotkałem wiele zwierząt, ale żadnego konia.

 

Przeczesałem okolice i nic. Wróciłem do miasta z postanowieniem, że zdobędę owies cukrowy potrzebny do oswojenia dzikiego konia. W ten sposób szukając spłoszonych koni może jednocześnie uda mi się zdobyć swojego własnego wierzchowca.

Aby przygotować koński przysmak, potrzebuje zboża i trzciny cukrowej.
Do zdobycia zboża potrzebuję kosy oraz znaleźć odpowiednie pole. Myślę, że kradzież zboża z ludzkich roli to zły pomysł. Jednak rasa elfów jest mniej materialistyczna i i pewnie pozwolą mi zabrać trochę swoich plonów.

 

Miasto elfów Ab'dendriel

 

Jest całkiem inne niż Shadowthorn, do którego miałem już okazję zajrzeć. Przede wszystkim żyją tu przyjazne ludziom elfy. Miasto niesamowicie piękne, większość ważnych budynków znajduję się na drzewach, połączonych ze sobą drewnianymi mostkami. Zaraz od statku znalazłem  pola upraw. Wziąłem do ręki kosę i w samych krótkich spodenkach zacząłem pracować.

 

Trwało to bardzo długo, męcząca i żmudna praca. Kosiłem, składałem na kupkę, odnosiłem do schowka i znów wracałem na pole. Nazbierałem ponad 200 snopków zboża. Nie byłem w stanie unieść nawet 1/4 z tego. Wszystko czekało na kolejny etap w schowku. Kolejnym etapem była trzcina cukrowa, zanim jednak opuściłem miasto elfów, dowiedziałem się, że nie tylko w koronach drzew elfy budują swoje siedliska, ale również w korzeniach. Zwiedzając podziemną cześć miasta, dowiedziałem się, że nie warto być wścibskim człowiekiem i wchodzić przez każe otwarte drzwi...

 Gdyż później ktoś może je zamknąć na klucz, a ty zostaniesz po drugiej stronie bez łuku i strzał atakowany przez trole...

Nie zawsze też można liczyć na pomoc innych ludzi. Dobrze, że na ziemi leżał toporek, mogłem pokonać swoich oponentów i poćwiczyć władanie tą bronią być może kiedyś się to przyda.

Nadzieja jednak umiera ostatnia i w społeczności tibii znajdą się ludzie chętni do pomocy. Kluczę to ważna rzecz, muszę pomyśleć o tym, zanim znów wejdę w jakieś otwarte drzwi...

 Wyruszam na plantacje trzciny cukrowej.

 

Liberty bay

 

Miasto, które znajduję się na wyspie o nazwie Vendura. Jest to kolonia. Rdzeni mieszkańcy żyją w wielkiej biedzie, ich domy przypominają slamsy wszędzie pełno szczurów i brudów. Większą część miasta tworzą jednak wspaniałe dworki zamieszkane przez przybyszy z Thais. Biedota pracuję na plantacjach trzciny cukrowej.
Na wyspie jest pełno pól. Jest też destylarnia, gdzie przerabia się trzcinę cukrową na rum i eksportuje do wszystkich zakątków świata. Można tu też kupić potrzebne narzędzia do pozyskiwania trzciny. Jest to trudniejszy proces niż koszenie zboża.

 

Potrzebny jest sierp oraz ognisty robak. Ognisty robak - jest to popularne w tibii narzędzie do wypalania. Jest to jakiś dziwny rodzaj płonącego robaka lub zaklętego magią ognia, umieszczonego w słoiku. Zużywa się po kilku wypaleniach.

Znów czeka mnie ciężka praca, oprócz ścinania i noszenia trzciny trzeba jeszcze ją wypalić i poczekać aż płomienie znikną. Ubrałem się w jak najwygodniejsze ciuchy, jednak tak, aby zakryć ciało przed ukąszeniami tamtejszych owadów (nie wiadomo jakie choroby przenoszą) i zacząłem prace. Zaopatrzyłem się też w butelki. Jeszcze nigdy nie piłem rumu. 

 

 

 

Co chwila odnosiłem ściętą trzcinę do destylarni, gdzie umilałem sobie pracę, poświęcając część trzciny na własnoręczne sporządzanie rumu, który, póki co testowałem na miejscu.

 

 

 

Zbiory posuwały się bardzo powoli i pracowałem tak kilka dni, aż w końcu nadszedł czas, aby przerwać te pijańskie zapędy i wrócić do pierwotnej misji.
Kompletnie pijany próbowałem dopchać do schowka trzcinę, która została, wierząc w to, że tak małą ilość wystarczy do przyrządzenia pokarmu dla konia.

 

....

 

Po połączeniu zboża z trzciną otrzymałem cukrowy owies. Byłem gotów, aby znów poszukać koni i złapać dzikiego ogiera. Koni jednak nie było już na polanach... wróciły do stajni. Cała praca poszła na marne! Aż mam ochotę sam w nocy znów wypuścić te konie. Dziś zadowolę się wynajętym wierzchowcem.

 

Była to oczywiście klacz! Tak jak podejrzewałem, wszystkie inne konie w stajni też były klaczami (no nie sprawdziłem w Venore, ale myślę, że mogę to zignorować na rzecz potwierdzenia mojej teorii). Wygląda na to, że kolejnej ucieczki mogę się spodziewać co najmniej za 11 miesięcy. Nie mam nic do koniny, jednak wolałbym, aby szynka, którą tak ochoczo zajadałem u Froda, była wieprzową...

 

 

----------------------------------

 

Byłem w kilku ciekawych miejscach, jednak nie zwiedziłem ich za bardzo. Najbardziej przeczesałem okolice Thais w poszukiwaniu koni.

Na mapce: Wschodnie polany od miasta, Ab'dendriel pola zboża, Liberty bay plantacje trzciny.

07 września 2019   Dodaj komentarz
podróż   tibia  
Pantibian | Blogi