• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

thaisexplorer

Hej, Zacząłem swoją przygodę w wspaniałym świecie Tibi/ Moim celem jest zbadanie każdego zakątku oraz zmierzenie się z każdym stworzeniem które można spotkać na tibijskiej ziemi.

Kategorie postów

  • ekwipunek (2)
  • podróż (4)
  • walka (4)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Kategoria

Walka

3. Wyvern

Nad depozytem Boozer prowadzi mały bar, gdzie można kupić coś do jedzenia a co ważniejsze również coś do picia.

Miejsce to stało się moim ulubionym z racji, że pieniędzy za dużo nie miałem a przy tanim piwie, można w spokoju, po marzyć jak to wyverny padają od strzał mojego łuku.

 

 

 

Nie tylko ja odwiedzałem tę knajpę, spotkałem tam wielu doświadczonych podróżników, którzy opowiadali mi o jaszczurach.

Zbierając całą wiedzę, jaką posiadam, pozwolę sobie zrobić małe podsumowanie:

 

* Trucizna - można się z niej wyleczyć zaklęciem Cure Poison. Zaklęcie to zdradzi mi pewien gość za 150 golda (aktualnie mam 0) i muszę posiadać 10 lvl (aktualnie mam emotka.

 

* Pijaństwo - pomimo iż uważam, że mam mocną głowę zaklęcie wyverny opija tak potężnie, że nikt nie jest w stanie uciec (chyba że krasnal) i tu właśnie przychodzi z pomocą Dwarven Ring. Można go zdobyć z questa na amazonkach (brzmi prosto). Jeśli założę ten pierścień na palec, przez godzinę nikt nie będzie w stanie mnie opić - nawet ja sam.

 

* Terytorium - wyverny gnieżdżą się raczej na ciasnych skalnych zboczach, ale jest jedno miejsce (blisko amazonek... wszystko się zazębia) gdzię mógłbym mięć więcej miejsca na ucieczkę.

 

* Leczenie - Trujące gady są bardzo szybkie, więc może się zdarzyć, że jednak mnie dogoni - moje jedyne zaklęcie leczące (exura) jest zbyt słabe. Natomiast za 45 golda można kupić miksturę, która przywraca całkiem sporo życia.

 

* Dodatkowym wzmocnieniem byłyby rękawice snajpera... ale to marzenie odległe - można je zdobyć z Łowców (jeden jest blisko amazonek), ale bardzo rzadko dzielą się tym przedmiotem. Poza tym zabicie łowcy do prostych nie należy.

 

Myślę, że aby spełnić najważniejsze warunki, muszę uzbierać trochę pieniędzy coś około 400-500 golda. Wiem, że na moim poziomie mogę walczyć ze zwykłymi trollami albo bagiennymi trollami. Teraz pozostaję mi, wypytać gdzie są.

 

Akurat jest tu parę gości, którzy mogą coś wiedzieć. Czas się zapytać.

Amazonki wydają się mi przeznaczone w drodze do zabicia wyverny... Nie wiem co ich tak te swamp trolle, w ogóle mnie nie przekonuję to, że z nich włócznie (speary) lecą, jestem łucznikiem i nie będę kijem rzucał. Oczywiście nie powiedziałem tego na głos.

 

Idę na zwykłe trolle są na zachodzie w stronę kazoo (Kazordoon) - czyli z tego, co wiem miasto krasnoludów położone w górach, może uda mi się tam przy okazji zaglądnąć.

 

...

 

Troszkę się namęczyłem, ale udało mi się znaleźć trolle (kazoo sobie na razie odpuściłem). Jest spoko, trolle szybko padają, są wolne i leci z nich trochę golda.

 

Ze zwykłych trollów też lecą kije

i są bardzo głupie, wystarczy ogrodzić się krzesłami i można spokojnie wykańczać je z daleka.

 

Po godzinnej walce skończyła mi się amunicja i muszę wracać, ale nie z pustymi rękami nie dość, że zarobiłem około 600 golda, to jeszcze awansowałem na 9 lvl, a nawet prawie na 10.

Długo się wraca z trolli, akurat mogę sobie chwilkę odpocząć w karczmie i popytać ludzi o questa na amazonkach.

 

 

...

 

 

No tak wygląda na to, że nie będzie problemu, gdyż na amazon camp poluje bardzo dużo ludzi i wszystko, co tam żyję, jest szybko zabijane, jeśli jednak zdarzyłoby się inaczej, to ludzie mówią, że nie mam szans. Pierścienia ukrytego w skrzynce strzegą dwie wiedźmy jeden lew i walkiria. Lew jest raczej słaby, walkiria może mocno uderzyć, jednak największy problem stanowią wiedźmy, nie dość, że mogą cię zamienić w miotłę albo żabę to podpalają i rzucają ognistymi pociskami. Jeden poszukiwacz radził mi, abym wbiegł, zabrał łup ze skrzyni i uciekł... nie ma szans, nie takim bohaterem chce zostać. Zostaję więc walka.

 

 

Dotarłem na miejsce dość szybko i niestety mojego celu strzegły wszystkie monstra. Skrzynia znajdowała się na wzniesieniu, wszedłem po schodach i zaczęła się walka. Szybko namierzyłem jedną wiedźmę, stwory znieruchomiały, jak by dziwiły się, że ktoś taki jak ja ma czelność z nimi walczyć. Dopiero gdy wystrzeliłem drugą strzałę, wiedźma rzuciła ognisty pocisk, lew gryzł mnie od początku, on w szoku nie był. Rzuciłem czar leczący, jednak to nie wystarczało, wiedźmy miały przewagę... zeskoczyłem ze skarpy. Jedna wiedźma ledwo się już trzymała, ale pozostała jeszcze druga. Poczekam, aż odzyskam trochę zdrowia i manny. Walkiria nie wydawała się mi groźna, może powinienem pierwsze ją ściągnąć? Wiedźmy chodź, specjalizują się w czarach, nie potrafią się leczyć to ich słaby punkt. Czas działa tu na moją korzyść.

 

 

Czas na drugie podejście mam 3 mikstury leczące powinienem je wykończyć.

 

emotka Uff ledwo ledwo, jakimś cudem przetrwałem i zdobyłem pierścień.

.

Oprócz pierścienia w nagrodę dostałem wypasiony naszyjnik z wilczych zębów, czaszkę Ratha (nie znałem gościa) i białą perłę, za którą mogę dostać 160 golda u jubilera, świetnie.

 

Zregeneruje siły i spróbuje jeszcze zaatakować łowcę, który jest nie daleko - może jestem w czepku urodzony i zdobędę rękawiczki.

Miałem dużo szczęścia, nie dlatego że zdobyłem Sniper's gloves tylko dlatego, że w ogóle przeżyłem to spotkanie... ale Hunter miał coś ciekawego - Naszyjnik smoka, który chroni przed ogniem, na pewno kiedyś się przyda.

 

Wracam do miasta, mam już krasnoludzki pierścień, a za perłę kupie czar usuwający truciznę + za resztę mikstury leczące, przy okazji awansowałem na 10 lvl. Czas więc i stoczyć bój z Wyverną.

 

 

Walka

Na miejscu spotkałem człowieka, który polował na jaszczury - Moldun. Była to duża skała, w której znajdowała się ogromna pieczara, dużo miejsca na ucieczkę, problemem jest ilość tych małych smoczków - mogą tam być aż trzy.

 

Poprosiłem nowo spotkanego przyjaciela, aby zostawił jedną dla mnie i chodź, chciał mi wybić z głowy walkę lub pomóc zabić stwora blokując go, żadna z tych opcji nie wchodziła nigdy w grę. Nie będzie pół środków. Moldum pierwszy spotkał wyverne, krzyknąłem do niego, aby ją zostawił mi. Włożyłem pierścień, naciągnąłem cięciwę, Moldun zeskoczył ze skały, wyverna ruszyła na mnie... nareszcie się zmierzymy!

 

Wystrzeliłem dwie strzały, zanim zdążyła zbliżyć się na niebezpieczną odległość, jeden chybił. Zacząłem uciekać, strzelałem, ale moje strzały nie często trafiały w szybką latającą bestie. Zatruła mnie, nawet się nie zbliżając - jednak ta trucizna była słabsza niż jad, który ma w zębach, w biegu rzuciłem zaklęcie leczące, zaczynałem zbliżać się do końca jaskini, więc zacząłem zataczać koło. W tym momencie potwór przyśpieszył i trafił mnie raz, drugi.

 

 

Z panikowałem i strzelałem na oślep, wypiłem miksturę i znów zacząłem biec prosto (teraz w stronę zejścia z gniazda). Na prostej odgoniłem trochę Wyverne i znów bardziej przyłożyłem się do celowania. Trafiłem kilka czułych punktów. Wyverna stchórzyła, zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku, być może szukała pomocy u swoich pobratymców, tych jednak nie było. Bezlitośnie wykończyłem stwora, który przestał być niebezpieczny (jednak jego skóra nadal była twarda a szybkość wystarczająca, aby unikać moich strzał przez kilka minut). Wyvern dokonał żywota, nie zostawił po sobie nic ciekawego.

 

 

Po odpoczynku udało mi się jeszcze upolować jedną:

Misja wykonana! Wyverne mogę wykreślić z mojej list.

Mój kolega Moldum opowiedział mi, że w tej samej skale żyją Smoki. Myślę, że to mityczne stworzenie jest dla mnie zbyt zabójcze, ale kto wie mam już 10 poziom, słyszałem o śmiałkach, którzy pokonali smoka na takim lvl - Mowa tu o legendarnym Paladyn Oblveratore, ale to już historia na inny dzień.

Mapka trochę się odsłoniła podczas tej przygody. Terytorium troli, vywern i góry kazordoonu, amazon camp i domek huntera ostatnie to jaskinia troli:

 

17 września 2019   Dodaj komentarz
walka   tibia  

6. Smok

"GROOOOAAAAAAAAR"

Taki mniej więcej odgłos wydają konające smoki. Ostatnim razem, kiedy stanąłem twarzą w twarz ze smokiem, przegrałem. Wtedy nie wiedziałem jednak, że na ogniste bestię jest pewna taktyka.

Nie miałem też mojego nowego łuku.
Ostatnie pieniądze wydałem na broń, która bez wątpienia pomoże mi zabić legendarnego tibijskiego stwora, jednak będę potrzebował również mikstur leczących.

 

Zaplanowałem przetestować Łuk elfów na rotwormach, dodatkowo się bogacąc. Płynąc statkiem z Venore do Darashi, jeśli ktoś ma pecha może trafić na statek widmo. Z relacji ludzi wynika, że dzieje się to bardzo rzadko, jeszcze rzadziej można na statku widmo spotkać kapitana Jones-a.

Oczywiście podczas mojej już drugiej podróży w stronę Darashi pech mnie nie ominął.

 

Na szczęście udało mi się szybko uciec - kapitana nie widziałem.
Przeciwnicy na statku to same umarlaki, mało brakowało, a byłbym jednym z nich.

Na Darashi jest dywan, można nim polecieć do Kazordoonu gdzie, jeśli kupie bilet miesięczny (albo tygodniowy) na wagoniki mogę szybko dostać się w okolicę południowego zbocza góry gdzie do gniazda smoków już tylko parę kroków.

Na moim koncie bankowym widniały już jakieś fundusze, więc udałem się do Venore na ostatni posiłek przed walką i wybrać z banku pieniądze na mikstury i bilet.

W Venore dowiedziałem się o DRAGONACH, co następuje:

 * Smoki nie są zbyt szybkie, przeważnie nie spotkamy ich na otwartych powierzchniach, jednak są wyjątki - miejsce, do którego się udaję, ma całkiem sporo przestrzeni. 

 * Smoki leczą się, jednak mogą przywrócić sobie niewielką część życia.

 * Smoki potrafią całkiem mocno uderzyć z pazura, ale to kule ognia, które rzucają, są najgorsze, gdyż uderzą z każdej odległości i do tego zawsze trafią. Ponadto mogą jednocześnie uderzyć z pazura, jak i z kuli.

 * Najsilniejszy atak smoka to ognisty oddech, który wytwarza fale ognia. Jednak aby smok trafił człowiek, musi znaleźć się w polu rażenia ataku, a to jest ograniczone. Fala rozchodzi się na wprost od smoka, wraz z długością zyskując na        szerokości, co tworzy swego rodzaju trójkąt. Można, a nawet trzeba go unikać, gdyż jedno trafienie mogłoby zakończyć moje życie.

 * W przeciwieństwie do wyverny smok najgroźniejszy jest, wtedy kiedy zaczyna uciekać... wystarczy chwila nie uwagi, a on wyleczy się z obrażeń i znów zaatakuję i to bardzo zajadle!

 * Aby go pokonać, muszę utrzymywać cały czas pełny poziom zdrowa, więc potrzebuje przynajmniej z 10 mikstur leczących.

Na rotwormach awansowałem na 11 poziom, co być może trochę ułatwi mi zadanie.

 

Wiedząc to wszystko, wracam na Darashie, nadszedł moment, aby wsiąść odwet za wszystkie poniżenia, jakie spotkały mnie z pazurów zielonego smoka.

Bardzo rzadka szansa ha ha ha... 3 razy w te stronę płynąłem jak na razie 66% na spotkanie statku widmo.

Wskoczyłem szybko w wagonik i zawrotną prędkością byłem przy jaskini.

Bez zbędnych ceregieli ruszam!

Smok był w tym samym miejscu co wcześniej, poczekałem, aż podejdzie, tak abym mógł zachować odległość, a jednocześnie nie być trafionym przez jego oddech.
Łuk ma niesamowicie dobry zasięg, a dodatkowo łuk elfów jest wykonany bardziej precyzyjnie niż zwykły łuk, co wpływa na celność strzałów... pierwszy trafił.
Kolejny również, smok zdążył rzucić kulą ognia, przez którą nie mogłem przez chwilę, zorientować się gdzie jestem. Szybko wypiłem miksturę i wypadłem na polankę przed jaskinią.
Tu jest dużo drzew i krzaków smoki nie są w stanie zniszczyć roślinności, która stanie im na drodze (nikt w tibii tego nie potrafi) więc muszę krążyć w koło, aby nie oddalać się zbytnio.
Taktyka się sprawdza, smok raz spowodował potężną falę, jednak ta mnie nie sięgnęła. Nie mógł nawet mnie dogonić. Szybko, celnie i jak najmocniej wypuszczałem w niego kolejne strzały.
Smok zaczął uciekać... wcześniej duża przestrzeń była moim sprzymierzeńcem, jednak teraz okazała się zgubna. Zmieniając swoją pozycję i odwracając się  do mnie plecami, myślałem, że nie jest już w stanie zionąć w moją stronę. Smok szybko odwrócił się i posłał  potężną falę ognia, było to coś gorszego niż uderzenie Clompa, została mi resztka życia. Wypiłem 2 mikstury, musiałem dosłownie na chwilkę stanąć, co smok wykorzystał i zniknął z zasięgu mojego łuku, i widzenia udając się w stronę rzeki, która dzieliła góry Kazordoonu. Ruszyłem za nim jednak, nie widząc go, nie mogłem określić,  z której strony podejść, aby nie nadziać się na kolejny piekielny oddech bestii.
Bałem się, zacząłem wątpić. Miałem teraz okazję, aby również się wycofać... jednak jak nie teraz to kiedy? Czas, który dostałem na ucieczkę się skończył, mój pogromca wrócił podleczony i biegł w furii w moją stronę. Zanim się otrząsnąłem , dostałem ognistą kulą, która wytrąciła mi strzałę z ręki. Szybko wypiłem miksturę, rzuciłem czar leczący, przyjąłem odpowiednią pozycję i zacząłem uciekać, jednocześnie celując, jak najlepiej potrafię w mitycznego gada. Czuje, że dam rade go pokonać, wystarczy zachować czujność...
Scenariusz się powtórzył, życie smoka spadło po niżej pewnego poziomu i zaczął znów uciekać. Tym razem nie odpuściłem, poszedłem za ciosem i trzymając delikatną odległość po ukośnej do smoka, wymierzałem mu sprawiedliwość. Smok się nie zatrzymywał, biegł na Południe... nie badałem wcześniej tych terenów, nie mogłem wiedzieć, dlaczego właśnie tam biegnie. Cyklop -  jednooki olbrzym czyhał już na mnie. Smoki to inteligentne stworzenia, ale zarazem honorowe. Zwabił mnie w miejsce, gdzie czekał nie zbyt okrzesany, ale silny stwór. Mógł uciekać w głąb jamy smoków jednak pomoc od pobratymców byłą by dla niego haniebna. 
Jednak nie tylko smok był zdeterminowany, aby wygrać ten pojedynek. Widok cyklopa ani na sekundę mnie nie spłoszył, dopadłem smoka i nie dając mu szans na wyleczenie się, dobiłem mojego rywala. Byłem w szoku, przez chwile stałem nad zwłokami smoka i nie wiedziałem nawet że Cyklop wali mnie swoją wielgachną jak maczuga łapą.

Jakim przeciwnikiem był cyklop dla pogromcy smoków? 

 

Zebrałem szybko łup, parząc o rozgrzany przedmiot rękę i uciekłem z tamtego miejsca, wtedy jeszcze nie wiedziałem...

Wand of Inferno - potężna rózga używana przez Sorcereów pozwalająca atakować ognistym płomieniem.
Szansa na takie cudo to coś niewiele ponad 1%. Pierwszy smok obdarował mnie nie samowi cię hojnie... cała przygoda się zwróci, a i na nową zbroję wystarczy.

Była to najdłuższa i najbardziej wyczerpująca walka, jaką dotychczas przeprowadziłem. Krew była wszędzie już nawet nie wiem, w których miejscach oberwałem ja a w których smok.

Nagroda za zabicie smoka Rózga z piekła tak zwane WOI (Wartość rynkowa ponad 2500 golda)


Podróż w znane miejsce nie odsłoniła zbyt wiele mapki. Jeśli chodzi o ten cel, stoję w miejscu... ale któż by mógł się tym przejmować po tak chwalebnym dokonaniu!

11 września 2019   Komentarze (1)
walka   tibia  

9. Dom

Jazda na koniu sprawia mi niesamowitą frajdę, na początku nie było łatwo, można powiedzieć, że pierwsze pieniądze wydałem na naukę, aniżeli na przemierzanie świata na koniu. Jednak opłacało się, pod koniec dnia już bardzo dobrze sobie radziłem. Jestem gotów na dalsze eskapady.

 

Jednak zanim znów wynajmę konia i pojadę zwiedzać niebezpieczne zakątki Plain of havoc, postanowiłem zdobyć rękawice snajpera.
Już kiedyś próbowałem, zabijając 3 lub 4 łowców, przy których można bardzo rzadko znaleźć owy przedmiot. Wcześniej jednak nie byłem tak silny, dobrze wyposażony i doświadczony jak teraz. Powinno być dużo prościej.

 

Dowiedziałem się też trochę o tibijskich zwyczajach. Jednym z nich jest zostawianie listu na ziemi w okolicach miejsca, w którym się poluje.

W treści listu pisze się swoje imię tak, aby inni chętni na łowy w tym miejscu wiedzieli, przez kogo jest zajęte. Oczywiście nie ma monopolu i ludzie po jakimś czasie się zmieniają.

Trochę to śmieszne, bo przecież każdy może taki list zabrać, podrzeć, spalić i później udawać niewiniątko. List taki może być nawet zniszczony przez jakieś zwierza. No ale społeczność tibii w pełni respektuję tę zasadę, więc nie będę wychodził przed szereg.

 

Sam Łowca jest bardzo sprytnym przeciwnikiem (w końcu to człowiek) i chodź, jest dużo mniej wytrwalszy niż smok czy wyverna potrafi zadać równie duże obrażenia. Strzela z łuku więc będzie idealnym sparingpartnerem, aby poćwiczyć moje zdolności, a strzały, które nosi ze sobą, uzupełnią mój kołczan. Znam dwa miejsca, gdzie można go spotkać, jednym jest góra na północ od Kazordoonu, a drugie miejsce do spokojna polanka nad obozowiskiem amazonek. Góra jest oblegana przez gobliny, które nie są zbyt silne, jednak nie kwapi mi się marnować amunicje na te stworzenia. Wybrałem więc polankę na północny zachód od Venore. Kupiłem oczywiście list.

Na miejscu szybko uporałem się z Hunterem, było tam też kilka niedźwiedzi, zostawiłem  podpisany list i w spokoju czekałem na pojawienie się następnego przeciwnika. Czekając, dumałem. Jak to jest z tymi stworzeniami, czy to na pewno pojawi się inny łowca, może to ten sam się odradza. Ja, gdy zginę w boju, odradzam się. Tracę wiele rzeczy i pojawiam się w świątyni. Jak to może działać w przypadku łowcy? A raczej wszystkich przeciwników, których można spotkać, bo nawet zwykły pająk dostaje kolejne szanse. Jeśli oczywiście przyjmiemy, że raz zabity wróg się odradza, a nie w jego miejsce przychodzi nowy, żądny zemsty następca. Czy to możliwe, aby mój przeciwnik odrodził się znów w tym samym miejscu, w którym zginął? Być może jest bardzo przywiązany do tych ziem i to one dla niego są świątynią... Na pewno jest to sprawa do zbadania.

 

Pojawił się!

 

Niesamowite, tym razem udało mi się ledwo, ledwo. Był wściekły i prawie posłał mnie do grobu. Po wystrzeleniu ostatniej strzały odruchowo zacząłem uciekać przed niedźwiedziem, które również mnie zaatakował i z nadzieją, że nie umie wchodzić po drabinie, wspiąłem się. Być może było to nierozważne, wspinać się na drabinę, nie wiedząc co, jest na górze. Jak się okazało, uniknąłem zagrożenia. 

Na górze stałą opuszczona chatka na balach. Drzwi były otwarte, a pustostan wyglądał na całkiem nowy i przyjemny. Wszedłem. W środku była skrzynia, łóżko oraz piecyk. Szybko zapaliłem w piecyku i usiadłszy na łóżku, zacząłem odzyskiwać siły. To wspaniałe miejsce, aby polować. Jestem tu bezpieczny, niedźwiedzie nie wejdą, a łowcę szybko zlikwiduje, gdyby próbował. Wszak nie da się strzelać z łuku, wchodząc po drabinie. Zastanawiam się, dlaczego taka piękna chatka stoi pusta, czyżby wrogie nastawienie Huntera do normalnych ludzi odstraszało właściciela?

Dla mnie to nie problem będę tu gromadził swoje łupy!

Zabiłem już z 4, idzie mi to coraz lepiej. Jeden z moich celów miał przy sobie trofeum jelenia! Mogłem je powiesić na ścianie wewnątrz mojego domku (tak ten pustostan został zasiedlony przeze mnie). Inny z kolei miał czerwone strzały!
Mało się nie wysadziłem, gdy z bliskiej odległości wystrzeliłem tę strzałę w niedźwiedzia, a ona wybuchła! Co za niesamowita broń. Muszę nazbierać ich jak najwięcej, aby siać pogrom i masowo wykańczać przeciwników. A jeśli chodzi o Plain of Havoc, w których to mnoży się od potworów, nic tak dobrze się nie nadaje, jak strzały masowego rażenia!

 

Zmierzając do tego miejsca, mijałem po drodze inny budynek, zamieszkały przez nietoperze, zapadający się w bagnie dom. I choć wydawał mi się bardzo obskurny i niebezpieczny widziałem tam parę krzeseł w całkiem dobrym stanie. Na pewno nikt się nie obrazi, jak pożyczę trochę mebli. Zresztą czym ja się przejmuję. Zająłem cały dom, więc co tam krzesło. W mieście nie łatwo znaleźć takie pustostany. W Venore nawet mniejsze domki są niesamowicie drogie, a jeszcze trzeba płacić czynsz. Jak to dobrze czasem być wścibskim i  wędrować po całym świecie.

Dobra, idę po meble!

 

 

Znalazłem wspaniały wazon oraz świecznik, który na pewno umili mi polowanie w nocy. Oprócz krzeseł było też sporo skrzyni, ale postanowiłem wybrać całkiem ładną drewnianą komodę.

Niestety nie mogłem zapakować mebli do plecaka, były za ciężkie... Musiałem je pchać, trwało to bardzo długo, ale udało mi się je dopchać. Pod koniec byłem tak zmęczony, że miałem ochotę poprosić łowcę, aby pomógł mi wciągnąć po drabinie moje meble. Jednak ten nie był wcale skory do rozmowy i atakował mnie zajadle tak jak bym, to jego dom zajął. Ha, ha, ha.
Całkiem nieźle urządziłem sobie swoje gniazdko.

 


Wraz z zabijaniem kolejnych przeciwników, zmieniałem wystrój mojej chatki tak, aby dopasować go do nowych przedmiotów zdobytych z łowów. Udało mi się zdobyć mosiężne pancerze, parę luków, kołczany, mnóstwo pomarańczy, chrupiących bułeczek, a także naszyjniki chroniące przed ogniem... Sniper gloves jednak nie. Sam przeciwnik był bardzo dziwnym wyzwaniem, raz atakował jak szalony, innym razem nawet nie zdążył wystrzelić strzały. Wstyd się przyznać, ale pewnej nocy, gdy zszedłem z domku, aby upolować kolejnego Huntera, zaskoczył mnie. Sam nie przygotowałem się zbyt dobrze, zabrałem zbyt mało strzał z domu. W efekcie nie zauważyłem, że wystrzeliłem ostatnią, i gdy szukałem w kołczanie amunicji, łowca to wykorzystał i zabił mnie. Byłem zdruzgotany, straciłem swoją zbroję, i całe wyposażenie, jakie miałem w plecaku. Wiedząc, że w domu zostało mi mnóstwo rzeczy, pognałem tam prędko. A tam czekała mnie miła niespodzianka, na polanie leżało moje ciało - strasznie to brzmi. Ale taka była prawda, a w moich zwłokach leżały zgubione przedmioty! I choć przeszukiwanie własnego trupa było czymś nienaturalnym i ciężko było mi się przemóc, uczyniłem to.

 

I tak już bardziej uważny kontynuowałem mój hunt. 

W moim domu było tak przyjemnie, dotychczas nie miałem swojego konta, za takowy mogłem mieć bar Bozera, gdzie byłem częstym gościem, jednak to nie to samo. Pomyślałem o zbiorach trzciny, mógłbym znów narobić mnóstwo rumu i przetransportować skrzyneczkę tutaj. Pyszne mięso, które zdobywałem z niedźwiedzi, chrupiące bułeczki i rum. Na chwile zapomniałem po co, w ogóle tutaj jestem. Domowa atmosfera sprawiła, że kolejne dni mijały coraz szybciej.

 

 

Ale wszystko, co dobre szybko się kończy...

Pewnego ranka wstałem z łóżka, a tam pustak. Nic. Nie było niczego. Wszystkie rzeczy zostały zabrane, ze ściany znikła głowa jelenia, ze skrzynki łuki i zbroje, a z komody? Komoda! Nie było nawet komody ani starych krzeseł, niebieskiego wazonu. Dom był w stanie, jakim go zastałem. Dlaczego? Nie mogłem tego zrozumieć. Nic się nie zgadzało. Rozumiem, że ktoś ukradł przedmioty, które zdobyłem, ale po co komuś stare krzesło? Przecież to krzesło siedziało już z kilka lat w miejscu, z którego je zwinąłem. Tak samo komoda czy też już wypalony świecznik i wazon. Nawet jeśli ktoś by się podkusił, myśląc może, że to jakieś antyki no to dlaczego nie zabrał skrzyni? Pobiegłem na polanę, w miejsce, gdzie zostawiłem list. Nie było go. Nawet śmieci, które wyrzucałem na polankę, zniknęły. Nie było niczego!

 

Czemu coś takiego mi się przydarzyło? Żadne logiczne wytłumaczenie nie pasowało. Pozostało mi wierzyć, że zostałem ukarany  przez jakiś magiczny system tego świata, który traktuje brutalnie ludzi, zamieszkujących nieużytki i niepłacących czynszu. Pustka sprawiła, że od razu przypomniałem sobie po co, tu jestem. Zabrałem się do roboty, nie przegapiłem już żadnego łowcy, tylko się pokazał, a ja zeskakiwałem z drabiny i strzelałem, ile miałem sił.

Łupy znów zaczęły mi ciążyć i musiałem gdzieś je gromadzić. Bałem się trzymać je w domku. Ostatecznie jednak musiałem część zostawić za drzwiami. Zdobyłem kolejne trofeum, jelenia, oraz dwie głowy lwa! Całkiem ładnie się prezentowały na ścianie. Z niedźwiedzia  udało mi się uzyskać w dobrym  stanie jego łapę - może ktoś będzie chciał to kupić? Nigdy nie wiadomo. 

Trwało to długo, zabiłem około 50 łowców. Za ten czas wbiłem 13 poziom. Byłby lepszy pewnie, gdyby nie śmierć. 

 

 

Udało się. Zabrałem najlżejsze rzeczy i zaniosłem je do depozytu. Wróciłem i zabrałem resztę - dziwnę nie było we mnie zbyt wiele entuzjazmu. Udało mi się znaleźć przedmiot, który chciałem, ale niesmak pozostał. Co mi teraz z tych wszystkich ozdób. Gdybym miał dom, powiesiłbym sobie wszystkie moje zdobycze na ścianie, a tak to... Pewnie nikt nawet tego nie kupi. 

 

Skupmy się na rękawicach, mam je. Zdobyłem przedmiot, który ma mi pomóc w wykańczaniu moich przeciwników. Jednak te rękawice są za ciasne! Jak mam być silniejszy skoro gdy je zakładam, czuje dyskomfort. Co oczywiście odbija się na precyzji moich strzałów. Nasłuchałem się od ludzi, że każdy łucznik powinien mieć te rękawice, ale teraz mam wątpliwość. Może wszyscy widzieli we mnie naiwniaka, któremu uda się sprzedać ten bezużyteczny przedmiot. A ja zmarnowałem tyle czasu, aby zdobyć rękawiczki. 

Zapytałem się ludzi, co o tym sądzą.

Dziękuje i pozdrawiam panie Voogo, wszystko się zgadzało, parę chwil później Elane z gildi paladynów w thais uszyła dla mnie wspaniały dodatek do mojego stroju, w zamian za rękawiczki:

 

 

Zdobyłęm to co chciałem. Jestem gotowy, pora wyruszyć na pola spustoszenia, pokazać jak bardzo stałem się doświadczony...

A co do domu, to już mi przeszło, tym bardziej, gdy zobaczyłem jaka cena obowiązuje za moje trofea! Głowa jelenia i dwie głowy lwa można w sumie sprzedać za 9000 złota. Do tego niedźwiedzia łapa i plaster miodu znalazły kupca za 2000 złota. Walka ze zwykłym człowiekiem tak bardzo mnie wzbogaciła. Bardziej niż walka ze smokiem! Ale, ale nie wszystko sprzedam. Zamierzam zebrać wszystkie trofea, jeszcze nie wiem, ile ich dokładnie jest, ale gdy już będę miał swój własny dom, powieszę je sobie na ścianie i żaden zbrodniczy rząd mi nie odbierze moich włości!

__________________

Mapka miejsca gdzię polowałem na huntera i terenów w około, nieszczęsny domek oznaczony flagą:

02 września 2019   Komentarze (3)
walka  

10. Wytrwałość

- Koń? Wynajęty.

- Wygodne ubranie? Jest.

- Amunicja, mikstury, pierścień? W plecaku.

- Gotowy? Tak!

Jestem gotowy, wyruszam. Co tu dużo mówić mam wszystko. Wytrwale dążyłem do tego momentu, ciężką pracą, wieloma wyrzeczeniami oraz cierpliwością. Pożegnałem się z przyjaciółmi, zjadłem syty posiłek. Zdjąłem z siebie niewygodne spodnie, oraz ograniczający widoczność hełm. 

Na polach spustoszenia czeka na mnie wielka zgraja stworów, która będzie chciała zaprzeczyć moim dokonaniom, mojej wytrwałości i zaatakować z każdej strony. Widoczność jest ważna, założyłem Bandamę.

Na polach spustoszenia spotkam wściekłe zwierzęta, poruszające się z niewiarygodną szybkością, ani myślące o uciekaniu, nierozumne stworzenia, którym instynkt podpowiada - ZABIJ! Szybkość jest ważna, ubrałem najwygodniejsze spodnie oraz buty.

Na polach spustoszenia znajdują się lasy, powalone drzewa, wielkie kamienie, wszystko to aby przeszkodzić mi w trafianiu i zdejmowaniu wrogów. Celność, szybkość reakcji są ważne, uzbroiłem się w rękawice snajpera.

Na polach spustoszenia przeżyję swoją największą przygodę! 

 

Ta... jestem tu od 5 minut i nic! Nie ma ani jednego wroga, za to pełno ludzi. Tylko pokaże się jakiś Cyklop albo Minotaur i już goni go parę osób. Nie zdarzę naciągnąć cięciwy, a rogate bydle leży martwe.

Gigantyczne pająki lub tarantule co jakiś czas gonią za doświadczonymi podróżnikami, którzy odważyli się wstąpić na obszar pajęczego terytorium, jednak dla mnie wciąż brakuję godnego przeciwnika...

 

 

Zwiedzam teren, przyglądam się miejscom, gdzie można uciekać w razie gdyby, któraś z potyczek, jakie miałem stoczyć mnie przerosła. Na razie jednak nic mnie nie atakuje, przechadzam się pomiędzy zwłokami pająków gigantów, czasem tylko pogonie za bykiem trzymającym kusze i próbującym trzymać dystans między mną. Daremnie, mój łuk ma nieograniczony zasięg. Udało mi się znaleźć wielką skałę, na którą można dostać się po drabinie. Drewniana drabina wygląda w prawdzie solidnie, i człowiek nie powinien mieć problemu  wspiąć się po niej, myślę, że cyklop jest za duży, aby mnie tu dorwać. Jest to bezpieczne miejsce i spokojnie mogę tu założyć swoją bazę wypadową.

Na środku dziury jest dół, w którym leżą zwłoki, a obok nich roi się od skorpionów. Lepiej tam nie schodzić.

 

Dobrze, kolejny raz wyruszam w stronę południowego zachodu, może tym razem znajdę jakiegoś przeciwnika.

Pojawiły się tarantule, dwie na raz. Wystrzeliłem wybuchową strzałę, wybuch ranił oba stwory. Wyśmienicie, kilka strzałów i tarantule będą martwe.

 

Zaczyna się robić ciekawie, potwory atakują mnie parami, tyle, co pozbyłem się jednej grupki tarantul, a już kolejne podkładają się pod moje nafaszerowane prochem strzały.

Chwila nie uwagi i brak skupienia mogą doprowadzić do mojej śmierci. Tarantula potrafi użreć a trucizna, którą mają w swoich szczękach, sprawia, że coraz gorzej wychodzi mi celowanie. Muszę spróbować utrzymać dystans między wrogiem, założę pierścień i odgonię te włochate pająki.

 

Nie są zbyt wytrwałe, walkę uprzyjemnia mi fakt, że jednocześnie ranie oba stwory, nie jest to jednak łatwe, trzeba trzymać przeciwników w kupie, najlepiej kierować się na otwartą przestrzeń, kiedy stwory napotykają różne przeszkody jak krzaki lub skały rozchodzą się w różnych kierunkach, ale ... nabieram wprawy.

Kolejna grupka, nie dają odpocząć. Szybko uporam się z nimi, jednak ciągła ucieczka wiedzie mnie na nieznane tereny, muszę poszukać jakiegoś miejsca, gdzie będę miał możliwość wymanewrować piekielnie szybkie i zawzięte robaki.

Skieruje się w stronę obszaru, który dobrze znam.

 

Dziwny spokój zapadł, tyle, co ukatrupiłem ostatnią tarantulę, otrząsając się z walki, zauważyłem, że jestem na pięknej pustej polanie. Do dobry czas, aby odsapnąć, przed kolejną walką... NIE! To zły czas na odpoczynek!

 

Zanim go zobaczyłem całego, wyłoniły się potężne odnóża, które przebierały niczym macki ośmiornicy, niezliczona ilość macek, jaskrawych, tak wielkich, a zarazem zgrabnie pląsających po trawiastym polu. Przeraziły mnie, naprawdę poczułem strach. Wydawał się jeszcze większy niż ostatnio, tym razem wiedziałem, do czego jest zdolnym, wiedziałem, jak jest szybki oraz jak szybko pośle mnie do grobu jeśli dam się opanować lękowi!



Pierwszy bezwarunkowy odruch, jaki wykonałem, był odwrotem... odwróciłem się plecami, pognałem konia a pająk? Spluną pogardliwie we mnie. Panika nie była wskazana, w końcu po to tu przyszedłem, chce zwiedzić ten obszar, byłem przygotowany na tą walkę, wytrwale pracowałem i ćwiczyłem, aby nie zostać już nigdy zaskoczonym. 

Jednak zdaje sobie sprawę, że potężny stawonóg również jest wytrwały, i jego wytrwałość przyjdzie mi przetestować.

Za dużo myśli, powinienem po prostu wyciągnąć strzałę, naciągnąć cięciwę elfickiego łuku i zacząć strzelać. Jednak polanka, która wydawała się cicha i spokojna szybko przemieniła się w zatłoczone pole bitwy.

 

Dwie tarantule zaatakowały, oblegając mnie od zachodniej strony. W pierwszej kolejności muszę je zgubić, przyśpieszyłem, nie czekając ani nie strzelając i zaciągnąłem pająka w okolice wyschniętych drzew, które widziałem wcześniej, szwendając się po tym terenie. Tak jak myślałem, tarantule nie wytrzymały tempa, mogłem skupić się na olbrzymie. Twardy jest, a mi ciężko celuje się, pędząc na koniu, muszę ściągnąć pierścień, i trzymać go jedynie na wypadek, zwiększenia prędkości pająka. Jest wielki, a jego jaskrawy kolor świetnie kontrastuję z otoczeniem, powinienem był lepiej trafiać, jednak wybuchy powodowane moimi strzałami tylko go obijają. Nie jestem pewien, czy zdołam uciec gdy ta bestia, rozwścieczona zaatakuję z pełną szybkością, na wolnym polu, na pewno mnie dogoni, lub zapędzi w rój śmiercionośnych pajęczaków.

Widzę, że ma on jednak problem ze ścierwem, które plącze mu się pod nogami, dzięki wybuchowym strzałom jestem w stanie szybko wykończyć stwory pokroju wilka, pająk jednak potrzebuje się zatrzymać na chwileczkę, aby zmiażdżyć, przeszkody. Muszę o tym pamiętać. Ten fakt może mi się przydać.

 

Sam też muszę uważać, gdyż zaczyna się pojawiać coraz więcej mniejszych stworzeń, którym nie mogę dać wejść sobie w drogę.

Wchodzę we wprawę, kolejne strzały wybuchły nie obok a na ciele czerwono-żółtego stawonoga. Walka się dłuży, pająk nie potrafi się leczyć, ja trzymając taki dystans, mogę spokojnie polegać na swoim zaklęciu leczącym drobne rany. Choć bydlak pluje zawzięcie, nie są to duże obrażenia, bardziej zaczynam obawiać się otoczenia, musiałem, szybko uskoczyć przed paszczą wilka, który chciał dosięgnąć swoimi zębami moich nogawek. Z uczepionym do spodni warczącym kundlem na pewno gorzej by mi się galopowało, a każdą zwłokę, niezwłoczne wykorzysta Gians Spider, aby posłać mnie z powrotem do Venoriańskiej świątyni.

 

Jest stabilnie, oczyściłem teren, ręce mi się już nie trzęsą, cięciwę napinam do granic możliwości, i strzelam, strzelam, a pająk powoli zaczyna tracić swoją wytrwałość. Zaprowadziłem go do miejsca, w którym rośnie kilka niskich krzaków, mogę tutaj kołować i strzelać, ponieważ bezpieczny dystans zapewniają mi rośliny. Dzięki koniowi jestem wyżej, co sprawia, że widze mój cel zza liści i igieł drzewców. On dzięki swoim rozmiarom również mnie widzi i splunie od czasu do czasu.

Walka jednak jest spokojna, opadł strach a kolejna strzała wybuchła pod odnóżem, które wcześniej tak bardzo mnie przerażało. Pająkowi to się nie spodobało, przyśpieszył, rzuciłem się szybko, skręcając ostro za ostatnim krzakiem, i obchodząc wokoło przeszkodę nie do pokonania dla pajęczych szczęk. Musiałem  przestać strzelać, inaczej by mnie dopadł, pognałem konia i wypadliśmy znów na otwartą przestrzeń. Irytowało go to chodzenie w kółko, ale nic mu to nie da, zwolnił, znów poruszał się jak wcześniej, teraz tylko muszę zachować spokój, wycelowałem w łeb i puściłem cięciwę... walka, w krotce się skończy.

 

Spuściłem łuk znad głowy i zobaczyłem, jak wielki popełniłem błąd...

Z południowej strony wyszedł następny. Teraz kiedy brakowało kilku strzał, aby dokończyć dzieła i wyeliminować przeciwnika, pojawił się kolejny. Perspektywa walki z dwoma pająkami, wydała mi się straszna, jednak szybko odzyskałem spokój. Wybierając się na tą wyprawę, byłem przygotowany na najgorszy scenariusz, muszę coś wmyślić. Pająk nie ruszył z pełną szybkością, powinienem to wykorzystać, muszę celować w mój pierwszy cel tak, aby nie ranić drugiego, to mogłoby go rozwścieczyć, i sprowokować do przyśpieszenia. Założę pierścień, pognam konia i powinienem go zgubić. Skieruje się do miejsca, gdzie przedtem biegałem wkoło krzewów, tam rozprawię się z niedobitkiem

 

Udało się, jednak nie całkowicie. Od zachodu nadchodził jeszcze jeden gigantyczny pająk. 

Odcięły mnie, to tylko kwestia czasu i ten, którego zgubiłem, wróci. Tyle czasu szukałem i szwendałem się po polach spustoszenia, nie mogąc odnaleźć godnego przeciwnika, a teraz wychodzą z każdej strony… choć pająki zwolniły, trudno będzie manewrować w tych krzakach, i walczyć z dwoma bestiami. Mogłoby się wydawać, ze przecież jeden z pająków ledwo się trzyma i lada chwila polegnie, niestety tu jest właśnie różnica między potężnymi stawonogami a smokami czy innymi inteligentnymi stworzeniami, one nie uciekają, one nie kombinują, nie myślą, nie rozważają, one chcą tylko zabić swój cel. Nie ważne ze ich zdrowie jest na krytycznym poziomie, są tak samo niebezpieczne jak wtedy kiedy zaczynałem  walkę.

Muszę wybiec, muszę uciec z tej patowej sytuacji. Schować łuk i galopem popędzić, oddalając się od gniazda czerwono-żółtych morderców. Gdzieś niedaleko na północy widziałem stado wilków, które mogłyby mi pomóc, spowolnić pająki. To i tak jedyny kierunek, jaki mi pozostał. Inne drogi zostały odcięte. Gdzieś trochę bardziej na południe za kilkoma skałami, które służą Cyklopom za domy, znajduje się moja baza wypadowa. Jeśli plan z wilkami nie wypali, zostanie mi puścić się w tym kierunku z nadzieją, że przebrnę przez pomniejsze stwory i uda mi się wejść po drabinie na bezpieczną skałę. Zostawię niedobitego pająka, może uda mi się go odnaleźć gdy odpocznę i dokończyć dzieła...

 

Zostawić, poddać się, ta walka to próba mojej wytrwałości, nie... nie zostawię go. Długo nie wytrzymam, coraz bardziej czuje ich oddech na plecach, ich trująca ślina, którą plują na zmianę, również sprawia mi kłopot, nie jestem w stanie już wyleczyć się zaklęciem, muszę używać mikstur. Szybko podrażniłem go, powodujący wybuch przed przednimi odnóżami, stracił równowagę i na moment zarył gębom o ziemię. Rozwścieczony przyśpieszył, a ja założyłem pierścień czasu i wystrzeliłem prosto jak strzała razem z pająkiem. 

 

 

Ta sama taktyka, co wcześniej... i rezultat ten sam. Zgubiłem ogon, jednak wpakowałem się pomiędzy młot a kowadło. Z lewej z prawej, za mną wszędzie te paskudne ośmiooczne robale!

 

 

Ugryzł mnie! Nie panuje już kompletnie, na tym co się dzieje, gdy tylko poczuje ten przerażający, przeszywający na wskroś ból, gdy przed oczami staje mi czarna mgła, pije w pośpiechu miksturę i pędzę przed siebie, nawet nie wiem gdzie...

 

 

 

Kolejny raz zostałem raniony przez potężną paszczę, trucizna, która wraz z ugryzieniem rozeszła się po krwiobiegu, zaczyna działać. Ręce się trzęsą, wzrok szwankuje, strzelam na oślep, licząc na cud, na to, że wybuch zasłoni mnie i zdołam przetrwać... Nie zdołam, zdałem sobie z tego sprawę. Koń jest wyczerpany, zaraz padnie, a gdy to się stanie, będę skończony, nogi mam zdrętwiałe od bólu, nie przebiegnę ani kawałeczka.

 

Wpadłem w ciasne miejsce, poznaje to miejsce, pająki jakoś zostały w tyle ich olbrzymi rozmiar, przeszkodził im w przeciśnięciu się przez liczne krzewy i skały, wypiłem miksturę. Mgła spadła z oczu, jestem niedaleko bezpiecznego miejsca, jeszcze troszeczkę a uda mi się uciec, wypiłem kolejną flaszkę, wyleczyła mnie z wszystkich obrażeń, odzyskałem spokój, panika zmalała.

 

Został tylko ON. Gdzieś w oddali widziałem, jeszcze inne stworzenia, ale on był blisko, i był wykończony!

 

 

 

Jeden celny strzał, jeden wybuch i umrze, tak czułem. Jeszcze tylko raz, naciągnąłem cięciwę, zwolniłem... prawie zatrzymałem konia. Wycelowałem prosto w łeb. Musiałem, trafić!

 

 

 

Nie trafiłem... ON trafił.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec... walka rozstrzygnięta jednym uderzeniem, zbyt dumny i pewny siebie, nie zobaczyłem, że blisko mnie również pojawiła się tarantula, a za niedobitkiem już szarżował na pełnej prędkości kolejny pająk, cóż mało brakowało.

 

Dziwne, że dopiero teraz widze wszystko dokładnie, każdy skrawek terenu, każdego stwora.

 

Teraz gdy już po wszystkim, mogłem uciec, drabina była niedaleko, nie nie mogłem, koń by padł, zresztą gdyby z góry napadła mnie horda cyklopów i Minotaurowi, również bym poległ.

 

Widze teraz to wszystko, gdzieś popełniłem błąd, nie jestem jeszcze w stanie eksplorować tych terenów, są za obszerne, zbyt dzikie, zbyt niepewne i niesamowite. Tak są z pewnością niesamowite. Widzę pająka, który wyprowadził miażdżące uderzenie, tarantule, której szczęki wbiły się w mój pancerz, widze leżący obok krótki mieczyk (a jak by tak ten durny pająk na tym leżącym mieczu się potkną i wbił go sobie w gruby odwłok. Aa marzenie). Zdążyłem jeszcze usłyszeć tak znajomy dźwięk, wydawany przez wyverny, tak to na pewno jakaś wyverna przygląda się z daleka i drwi ze mnie...

 

 

Widze to wszystko, bardzo ostro i... bardzo powoli, jak by czas się zatrzymał, tak jak bym wcale nie umarł...

 

 

Nie wiem, ile to trwało, pewnie ułamek sekundy, ale jakiś impuls, intuicja, wyuczone zachowanie, sprawiło, że moja ręka sama sięgnęła po miksturę, która uzdrowiła mnie nie znacznie. Koń, ostatkiem sił szarpnął na wpół żywym truchłem, które go dosiadało i oddalił się od łowców.

A truchło zacisnęło wargi, wyjęło strzałę z kołczana i z całej siły w przypływie adrenaliny cisnęło nią o ziemie... Wybuch zabił pająka!

 

 

 

 

 

KONIEC

 

 

 

______________________________

 

Tym akcentem kończę sezon pierwszy, przygody Kubci Łucznika.

 

27 sierpnia 2019   Dodaj komentarz
walka   tibia  
Pantibian | Blogi